sobota, 29 stycznia 2011

|02|-Surprise

Patrzyłam w niebieskie niebo. W sąsiednim ogrodzie usłyszałam śmiechy bachorów należących do sąsiadów.Z kieszeni wyjęłam Blackberry i napisałam wiadomość do Ash i weszłam na Twittera. Nic nowego. Kilka nowych nudnych wpisów. Dodałam fotkę na , której siedzę z Lolitą na kolanach i wyłączyłam telefon. Usłyszałam wołanie matki. Ociągając się przyszłam do swojej rozdzicielki.
-Aggy!-miała szeroki uśmiech na twarzy i łzy w oczach. – Jedziemy do Los Angeles! Chcą zekranizować twoją książkę. Tą o Juliette i Sophie. No tą co we Francji wszyscy kochają... No..
-Miłość na rządanie-powiedziałam znudzona.- Ale teraz powtórz w zrozumiałym języku .
-Dzwonił nie jaki Jean-Pierre i chce zerkarnizować  Miłość na rządanie. O ile się uda jutro powinniśmy być już w samolocie do Los Angeles.  Fil co prawda będzie Francuski , ale na pewno będzie dubbing. I co zgadzasz się?
-Hmmm-zaczęłam stroić miny.-No dobrze.
                        W głębi duszy cieszyłam się jak małe dziecko. Wszystko nagle widziałam w jasnych barwach, wyjęłam walizkę z głębi szafy.  Do pokoju wszedł wesoły Jake z puszkami piwa.
-Masz siostra-podał mi Hineken’a.- Opijamy twój sukces. Już się pakujemy?
-Tak!-uśmiechnęłam się i  upiłam łyk alkoholu. – Jedziemy całą rodziną. Nawet Vicky wezmę , choć nie zasługuje , ale ja mam dobre serducho. I jeszcze bierzemy zwierzaki , bo bez nich nie przeżyję.  Czyli w sumie się całkowicie przeprowadzamy, bynajmniej ja. Myślisz , że to dobry pomysł z przeprowadzką?
- Pewnie, ale nie będę miał z kim gadać. Jedyna siostrzyczka-przyciął mi grzywkę kostkami palców. –Wyprowadzi się.  Black mogę z tobą mieszkać jakby się wkurzyli?
-Na mnie możesz liczyć, ja nie Victoria-posłałam mu anielski uśmiech.
-Dzięki, lecę się pakować!-pobiegł do swojego pokoju.
-Nie zapomnij o gaciach!-wrzasnęłam
-Tym razem będę pamiętał!
Wreszcie sama. Może wreszcie pożądanie mi od pierdolnąć. Zaczęłam piszczeć skakać , obijać się o ściany , skakać po łóżku i na koniec puściłam disco polo w stylu Jesteś Popierdolona oł jeee i jeszcze Bejbe, Ohhh, Bejbe.  Wrzuciłam do walizki mnóstwo ciuchów , właściwie wszystkie i jeszcze zasoby kuferków, szafeczek i w sumie wszystko zapakowałam w 3 walizki. Znalazłam paszporty zwierzaków i mój. Reszta była w  posiadaniu matki. Przygotowałam kilka ciuchów na jutro i rzuciłam się na łóżko i puściłam na wzmacniaczu The Time The Dirty Bit Fasolek . Ja chciałabym mieć dobry wokal , a nie zgrabne paluchy do stukania w klawiaturę.  Cóż ja poradzę , talentu się nie wybiera. Boże Ashley musi ze mną jechać , inaczej nie będę mieć wsparcia i weny , bo bez niej nic się nie udaje.
-Mamo!-wrzasnęłam.
-Tak?!-odpowiedziała mi z dołu.-Co się stało?
-Ashley może lecieć z nami?
-Zadzwonię do Jean’a-Pierre  i się dowie , ale raczej tak. Daj chwilę i ci powiem , a teraz się spakuj i nakarm zwierzaki.
Zeszłam na dół i nakarmiłam zwierzaki, dopiero karmiąc szczurki zdałam sobie sprawę , że kolej Victorii.
Trudno , przy najmniej w L.A będzie się nimi zajmować.  Boże muszę się wybrać na zakupy , bo jak ja będę tam chodzić. Wszystkie ciuchy są za ciepłe. Wybrałam numer Ash.
-Co się stało , że dzwonisz?-
-Zakupy!!!-wrzasnęłam
-Nie gadaj...Nie byłam z tobą na zakupach od 3 lat! Zaraz po ciebie podjadę. I nie bierz żadnych zwierzaków , nawet myszy!
-No dobra... No to do zobaczenia za 30 minut!-rozłączyłam się.
Pobiegłam do swojej oazy spokoju i ze skarbonki wyjęłam całe oszczędności , a następnie schowałam je do portfela , który nawiasem mówiąc był teraz rozepchany jak nigdy. Jak szaleć , to szaleć. Wrzuciłam iPod’a, portfel, gumy do żucia i dokumenty do małego czarnego plecaka. Usłyszałam trąbienie zza ona. Zbiegłam ze schodów  i pobiegłam do samochodu Ash.
-Siema!-próbowałam przekrzyczeć starego grata mojej przyjaciółki.
-Hej! – przywitała się.-Wsiadaj! Jeszcze podjedziemy po Nicole.
-Ash wiesz , że je nie trawię! Nie lubimy się od przedszkola. A wręcz nienawidzimy. Coś ty najlepszego zrobiła?!-zrobiła oczka kota ze Sherka.
-Przepraszam...Nie chciałam , ale ona tak nalegała.
-No dobrze ...No to jedziemy?
-Tak , no to gazuuuu!-jej „ super szybki rumak” ruszył z prędkością 30 na godzinę.


Po jakiejś godzinie byliśmy w centrum Londynu w  Westfield Centre. Wpadłyśmy w szał zakupów. Wbiegałyśmy od sklepu du sklepu. Ashley wybrała za mnie mnóstwo ciuchów. Czyli cukierkowe sukienki, buty i dodatki. Może będę bardziej wesoła w pudrowej sukience i słodkich butach od Marc’a Jacobs’a. No nie jest źle... Zostały mi jeszcze 2 tysiące funtów.  Panna Anderson nadal szalała po centrum , a my z Ashley poszliśmy do Starbrucks’a i kupiliśmy sobie po kawie. Zabrzęczał mój telefon.
-Tak mamo?
-Ward może jechać, powiedz jej to. Do jutra ma czas-i rozłączyła się.
-Ash...-zaczęłam
-Tak?
-Mam propozycję...Chciałabyś pojechać ze mną do Los Angeles. Będą kręcić na podstawie mojej książki film...Pojedziesz?
-Tak!-wrzasnęła i mnie uściskała.- Czemu nic nie mówiłaś aż do teraz?!
-Wypadło mi z głowy- i nie kłamałam.
-Boże nie mogę uwierzyć. No to lecimy się spakować. Na ile jedziemy?
-Jak dobrze pójdzie to ponad roku , bo wiesz castingi, potem kręcenie...
-Czyli będzie zajebiście. Będziemy mieć prywatnych nauczycieli? Pójdziemy na bal maturalny , bo wiesz mam sukienkę...
-Pójdziesz jak będziesz chciała. Wrócimy na święta , ale resztę dni oprócz matury spędzimy tam. Na pewno chcesz?
-Pewnie!
 Nie przejmując się Nicole , poszliśmy jeszcze do kilku sklepów i wyposażyliśmy się w kilka ciuchów i  poszliśmy do sklepu z elektroniką. Pooglądałam nowe modele Mac’ów. Niezłe. W stanach kupię sobie. Ale wcześniej muszą przysłać mi za książkę.  Z mnóstwem toreb wróciliśmy do domu. 


***
Dziękuję za 3 komcie <333
LoVVciam was.
Mam konkurencje do swojego kochanego Emila <33
Myślicie , że jestem lepsza od grubej, plastikowej, niskiej blondyny z 
chorobą skóry?
I jeszcze moje kumpele , wygadały Emilowi , że go loviciam ;/
I jestem przeziębiona ;/

niedziela, 23 stycznia 2011

|01|- The Beginning

Kolejny monotonny  dzień.  Następny dzień nic nie robienia. Nie ma jak weekend. Powinnam stukać w klawiaturę , a nie patrzeć się na fluorescencyjne gwiazdki na suficie , które przykleiłam mając 5 lat. Nadal miałam przed oczami miałam czyjąś twarz , wcześniej nigdy mi nie widzianą , ale jakoś znajomą. Cossie coś gryzła, oby nie mój nowy sweter. Gwałtownie zsunęłam się z łóżka i zobaczyłam przerażonego maltańczyka.
-Cossie!-wrzasnęłam na cały dom. –Coś ty zrobiła?! Mój sweter!-tylko smutnie zawyła i położyła się do góry brzuchem.
Sweter zwinęłam w kulkę i rzuciłam w kąt pokoju. Przejrzałam się w lustrze. Przeciętna dziewczyna nic wielkiego. Ale jednak... Coś w sobie mam. W piżamie zeszłam do kuchni i wyjęłam sok pomarańczowy i wzięłam kilka łyków i wróciłam do pokoju pójść dalej śnić o kimś kogo nie znam , ale i tak jest cudowny. Teraz jak na złość jak leżałam spokojnie nie mogłam zmrużyć oka. Któryś chomików coś chrupał , a szczur walił o szafkę ogonem.  Czemu nie mogą się na chwilę zamknąć?!  Przetarłam oczy i poszłam do łazienki. Usiadłam przy toaletce i spojrzałam na swoje odbicie. Aksamitne blond loki opadały na ramiona, szmaragdowe oczy patrzyły się w odbicie w szkle,  malinowe usta ułożone  w neutralnej minie , wysoka smukła szyja wysoko uniesiona i nos leciutko zadarty. Niczym się nie wyróżniałam od innych dziewczyn. Dlaczego mi pisana jest kariera pisarki? Nie mam talentu piszę jakieś debilizmy i wszyscy to uznają jako dzieło. Aż śmiać mi się chcę. Rozczesałam włosy i zakręciłam na lokówce. Umyłam zęby i poszłam otworzyć szafę. Na swetrach spokojnie spał Borys. Ubrałam się w czarną bokserkę na nią założyłam szary sweter a na biodrach zawiązałam pasek, założyłam wytarte rurki , rękawiczki bez palców, kilka bransoletek, kolczyki ćwieki i pierścionek z ćwiekami , a na nogi wsunęłam czarne glany do połowy łydki >> klik<<. Wzięłam czarny plecak i wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy , iPad’a, książkę i jeszcze parę drobiazgów. Przydałby się makijaż...Wzięłam kosmetyczkę i usiadłam ponownie przy toaletce i górną powiekę pokryłam grubą warstwą czarnego cienia i obrysowałam oko czarną konturówką  i nie może się obejść bez czarnego tuszu do rzęs. Wyjęłam iPod’a i włożyłam słuchawki do uszu. Gdzie jest Channel, Jazzy i Lucky? Muszę zabrać psy do parku , bo jakoś dawno nie byłam. Znalazłam Channel leżąca na kanapie w salonie i Jazz i Lucky gryzących się w hall’u. Zapięłam smycze do obrórz i wyszłam z nimi na chłody wrześniowy poranek. Jeszcze można było wyczuć trochę lata , ale niedługo znowu będzie tu pusto. Liście spadną i będzie ponuro. Kurde bluzy zapomniałam. Wróciłam się o te kilka metrów i założyłam na siebie czarną bluzę i od razu zarzuciłam kaptur żeby uchronić się od wiatru. Leciał jakiś spokojny kawałek. Chyba matka bawiła się moim iPodem. Ja nie słucham kawałków Jazzowych. Przełączyłam na coś szybszego. Trafiła się Ke$ha... No może w końcu być.  Szłam sobie spokojnie , aż ktoś zakrył mi oczy.
-Zgadnij kto...-rozpoznałam ten głos.
-Matt!-odwróciłam się i przytuliłam się do niego.-Co ty tu robisz?
-Wyprowadzam Stefana- wskazał na wesołego mopsa.- Idziesz do parku?
-Tak, pójdziesz ze mną?
-Pewnie-uśmiechnął się.
Kiedy doszliśmy do parku usiedliśmy na ławce wśród wysokich dębów. Puściłam szczeniaki wolno , a Chanel usiadła na ławce obok mnie. Z plecaka wyjęłam papierosa i wypaliłam.
-Palisz?-zapytał zdziwiony menadżer.
-Tak, pełnoletnia jestem , więc mi wolno-uśmiechnęłam się łobuzersko i wciągnęłam dym tytoniowy. – Chcesz jednego?
-Nie dzięki, nie palę-i pobiegł za Stefanem , który gryzł się z jakimś kundlem.
Channel położyła pyszczek na moich kolanach. Pudelka była mojej siostry , ale po pół roku jej się znudziła i teraz jest moja. Musimy kupić jej jakąś przyjaciela najlepiej białego pudla , albo pudelkę. Będzie jej weselej. Przy najmniej nie będzie sama siedzieć w salonie piękności. Poprawiłam jej czerwoną kokardę i wzięłam ją na ręce. Teraz trzeba znaleźć szczeniaki. 
-Lucky! Jazzy!-wołałam , aż dostrzegłam moje pupilki gryzące się dla zabawy obok wielkiego doga. Zapięłam smycz i pomachałam na pożegnanie Matt’owi. Szłam przez miasto z pudelką na rękach i dwoma psami na smyczy , które ciągnęły mnie. Zaraz będzie padać , a ja nie mam parasola. Biegłam pomiędzy ludźmi teraz ciągnąc psy. Po kilku minutach pogoni stałam już na progu domu. Vicky znowu uciekły szczury. Znowu będzie trzeba je łapać.
Puściłam psy wolno , a Channel postawiłam na wykładzinie. Następnie poszłam do lodówki i wszystkie zwierzaki zaczęły się łasić żeby dostać żarcie.
-Co tu za zebranie?!-wrzasnęłam.- To dla szczurów ser nie dla was. Pobiegłam do klatki , która znajdowała się w pokoju mojego brata. No i kurde ich nie ma. Położyłam ser na środku pokoju i zaraz wszystkie się zbiegły czyli : Szczujek, Muniek i Srajka- tak nazwał je Jake. Wsadziłam je jednym szybkim ruchem do klatki.
-Widzicie zawsze was złapię!-szczerzyłam się do szczurków.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Wzięłam wielki wór z chrupkami i wsypałam je do misek zwierzaków. Ponad 20 misek, mnóstwo mamy tych zwierzaków. Zaraz nakarmię te co są w klatkach. Poszłam do swojego pokoju gdzie Riley coś krakał , wsypałam karmę do miseczki i zajęłam się królikami, myszami, szyszylami, chomikami i kameleonem Kamilem. No to wszyscy będą najedzeni. Rzuciłam się na łóżko i wzięłam na brzuch Tońka. Zaczął delikatnie mruczeć. Drapałam go delikatnie za uchem i powoli zasypiałam. Próbowałam jedną ręką trzymać powieki, ale mi się to nie udawało. Po kilku minutach byłam w krainie gdzie znowu zobaczyłam znajomą twarz , której nie mogę sobie przypomnieć...
Obudziłam się w świetnym humorze. Przeciągnęłam się i pogłaskałam Tońka, który teraz spał obok mnie. Pocałowałam go w czubek głowy i wstałam i skierowałam się do łazienki. Przetarłam oczy i zwilżyłam twarz kranówą.  Dzisiaj plan dnia to-siedzenie w domu i nudzenie się. Kolej Vicky żeby zajęła się Zoo.  Wróciłam do pokoju i wygrzebałam z szafy bluzkę z uśmieszkiem Nirvanny , wyblakłe rurki i szarą bluzę ze Snoopy’m i stare Conversy. Na ręce założyłam bransoletkę ze ćwiekami i te same kolczyki co wczorajszego dnia >> klik<< . Włosy  rozczesałam i grzywkę przeczesałam na lewą stronę. Postawiłam na naturalny look.  Wyjęłam z klatki Czekoladę i przytuliłam do siebie. Usiadłam  na dywanie i pocałowałam w nosek królika. Po kilku minutach pieszczot z pupilkiem wsadziłam go do klatki i zeszłam na dół.  Zadzwonił telefon. Mama mnie uprzedziła.Myśląc , że to nic ważnego wyszłam przed dom i usiadłam na schodach....


***
 No i mamy 1 rozdział. 
Na razie jest nuuudo , ale początki
zwykle takie są. 
Nie wiem co sądzić o rozdziale , 
bo zawsze mam niską samoocenę. 
Beznadziejnie pisze , bo jestem 
zakochana. I to beznadziejnie.
Jestem beznadziejnie beznadziejna ; p

piątek, 21 stycznia 2011

|00|-Prologue


Easy come Easy go
That's just how you live oh
Take take take it all
But you never give,
Should of known you were trouble from the first kiss
Had your eyes wide open,
Why were they open?

Gave you all I had and you tossed it in the trash,
You tossed it in the trash, you did.
To give me all your love is all
I ever asked cause what you don’t understand,is

I'd catch a grenade for ya. (yeah, yeah, yeah)
Throw my hand on the blade for ya (yeah, yeah, yeah)
I'd jump in front of a train for ya ( yeah, yeah, yeah)
You know I'd do anything for ya (yeah, yeah, yeah) Oh, oh
I would go through all this pain,
Take a bullet straight through my brain,
Yes, I would die for ya baby ;
But you won't do the same

No, no, no, no
Black, black, black and blue beat me till I'm numb Tell the devil I said “hey” when you get back to where you're from
Mad woman, bad woman,
That's just what you are, yeah,
You’ll smile in my face then rip the breaks out my car

Gave you all I had
And you tossed it in the trash
You tossed it in the trash, yes you did
To give me all your love is all I ever asked
Cause what you don't understand is

I’d catch a grenade for ya (yeah, yeah, yeah)
Throw my hand on a blade for ya (yeah, yeah, yeah)
I’d jump in front of a train for ya (yeah, yeah , yeah)
You know I'd do anything for ya (yeah, yeah, yeah) Oh, oh
I would go through all this pain,
Take a bullet straight through my brain,
Yes, I would die for ya baby
But you won't do the same

If my body was on fire, ooh You’ d watch me burn down in flames
You said you loved me you're a liar Cause you never, ever, ever did baby...

But darling I’ll still catch a grenade for ya
Throw my hand on a blade for ya (yeah, yeah, yeah)
I’d jump in front of a train for ya (yeah, yeah , yeah)
You know I'd do anything for ya (yeah, yeah, yeah) Oh, oh
I would go through all this pain,
Take a bullet straight through my brain,
Yes, I would die for ya baby ; But you won't do the same.
No, you won’t do the same,
You wouldn’t do the same,
Ooh, you’ll never do the same,
No, no, no, no


***
Prologiem jest piosenka. 
jestem dziwna , więc wszystkiego można się po 
mnie spodziewać. 
Liczę choć na jeden komentarz. 
Bohaterowie są i Zoo Simonsów.
Już wkrótce rozdział
pierwszy.